czwartek, 18 lipca 2013

ROZDZIAŁ 20



PO 3 DNIACH JUSTIN OPUŚCIŁ SZPITAL. JEDNAK KAZDĄ NOC SPĘDZAŁ U KATE. ONA DOPIERO PO TYGODNIU MOGŁA Z NIEGO WYJŚĆ.
 
~Kate~

Steph przywiozła mi ubrania. Legginsy i długi sweter. Ubrałam się i czekałam z siostrą na lekarza. Nie trwało to długo ponieważ po jakichś 10 minutach przyszedł doktor Parker
-No Kate. Tutaj jest recepta. Musisz brać te leki przez 2 tygodnie i uważaj na ranę. Powoli się goi jednak przy myciu włosów radziłbym uważać z szamponem bo jeszcze może piec.
-Oczywiście panie doktorze. Już ja jej dopilnuję.- uśmiechnęła się Steph
-No dobrze. Więc niech pani pilnuje siostry. A właśnie jeszcze bym prosił żeby pani podpisała tutaj wypis ze szpitala.- zwrócił się do mnie. Podpisałam go szybko
-Dobrze to czy mogę już iść?
-Ach tak pani szybko chce od nas uciekać?
-Oj no niech pan nie udaje zdziwionego.- zaśmiałam się – Chcę w końcu mojego łóżka i jedzenia cioci
Doktor też się zaśmiał- No rozumiem rozumiem. Ale jeszcze jedna sprawa.
-Tak?
-Ze względu na to że nie jesteś jeszcze pełnoletnia potrzebuję podpisu osoby która ukończyła 18 lat.
-Co?- otworzyłam szeroko oczy- Ale ciocia jest w pracy…
Nagle usłyszeliśmy ochrypły, męski głos
-A ja mogę podpisać?
Odwróciłam się i zobaczyłam Justina. Od razu do niego podeszłam i przytuliłam się
-Ratujesz mi Zycie.- szepnęłam mu do ucha. Justin podszedł do lekarza, wziął długopis i podpisał.
-Dobrze. To już wszystko. Do widzenia panno Kate. Proszę jej nie męczyć panie Bieber.- zaśmiał się lekarz i wyszedł
-No zobaczymy jak to będzie.- Justin do mnie szepnął i puścił oczko. Ja tylko się uśmiechnęłam.
Wyszliśmy ze szpitala. Justin był samochodem więc nas podwiózł do domu. Gdy weszłam do mojego pokoju od razu rzuciłam się na łóżko.
-Och moje kochane. Tęskniłam za tobą.- przytuliłam się do poduszki. Justin wchodząc za mną zaśmiał się.
-Myślałem że to ja jestem twoim kochaniem.
-Och no oczywiście. Ale na spółkę z łóżkiem.-  uśmiechnęłam się. Justin położył się koło mnie.
-Noo. To czegoś ci trzeba?
-Och gorącej herbaty i ciebie jak mnie przytulasz.- uśmiechnęłam się. Justin zrobił to samo
-Dobrze to idę po herbatę.
Wstałam z łóżka. Otworzyłam balkon a przez niego wszedł kotek który wcześniej u mnie spał.
-Cześć maluchu.- pogłaskałam go. On wszedł do pokoju i położył się na fotelu. Ja poszłam do łazienki i związałam włosy w niechlujnego koka. Umyłam zęby. Spojrzałam na mój pokój.
-Boże, jaki tu bałagan…
-Podeszłam do sterty ubrań która leżała w rogu i wrzuciłam ją do kosza na brudne ubrania. Zobaczyłam jeszcze jedną butelkę po whisky za łóżkiem, więc ją podniosłam i szłam do śmietnika, kiedy wszedł Justin. Staną w progu
-Co ty robisz?
-Sprzątam.- uśmiechnęłam się
-A ta butelka? Nie uważasz że po tygodniu codziennego picia czas odpocząć?
-Justin… Ja ją tylko niosę do śmietnika.- Wyrzuciłam ją.- Nie mam zamiaru na razie tykać alkoholu.
-No dobrze.- Postawił kubek z herbatą na szafce nocnej. Podszedł do mnie i objął ramionami od tyłu. Na chwilę zamknęłam oczy. Po czym odwróciłam się do niego przodem. Pocałowałam delikatnie w usta i oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Justin mnie po chwili podniósł
-Hej! Co ty robisz?- spytałam zaskoczona
-Miałaś odpoczywać. Więc idziemy odpoczywać. – położył mnie na łóżku. On ułożył się blisko mnie. Włączył telewizor i objął mnie. Moje sny się spełniają. Kiedyś były dla mnie drugim lepszym światem a teraz? Stają się rzeczywistością. Leżę w łóżku z mężczyzną mojego życia. Obejmuje mnie i oglądamy wspólnie telewizję. Byłam zmęczona i moje rozmyślania doprowadziły do tego że usnęłam.
Gdy się obudziłam Justina już przy mnie nie było.
-Czy to był kolejny z moich snów? Ach… - Zerwał się duży wiatr i klapnął drzwiami od balkonu. Podeszłam do nich szybko i je zamknęłam. Zobaczyłam kubek z herbatą przy łóżku. Uśmiechnęłam się
-Czyli to nie było snem.
-Co nie było snem kochanie?- poczułam czyjeś ramiona obejmujące mnie od tyłu. Ach to nie były byle jakie ramiona tylko ramiona mojego najwspanialszego chłopaka. Tak mogę już mówić chłopaka. Ach to piękne.
-Wszystko… Chwile przed moim zaśnięciem, pocałunki, twoje oczy, twoje dłonie, ty…- odwróciłam się i ujrzałam szczęśliwego Justina.
-Nie kochanie. To nie był ani nie jest sen. –pogłaskał mnie dłonią po policzku
-Moja dłoń jest prawdziwa…- popatrzył mi w oczy
-Oczy też są prawdziwe.- złączył nasze usta w pocałunku. Nie minęła chwila a nasz pocałunek stał się bardziej namiętny niż przypuszczałam że się może stać. Justin lekko mnie podniósł a moje nogi oplotły go w pasie. Podszedł do łóżka i nas położył nie rozłączając naszych ust. Po chwili odsunął swoje usta od moich
-No i ja… Też jestem prawdziwy.- Delikatnie musnął moje wargi i popatrzył znowu w moje oczy.
-To jest zbyt piękne żaby mogło być prawdziwe…
-A jednak. –uśmiechnął się. –No dobrze księżniczko moja. Czas iść coś zjeść.
-Oo no umieram z głodu.
-Steph uczyła mnie robić omlety.- zaśmiał się
-Co? Kto?- otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia
-Tak właśnie. Twoja siostra nauczyła mnie robić omlety. Powiedziała że nie możesz mieć chłopaka który nie potrafi nawet jajek usmażyć. No i nie miałem wyboru.
Wpadłam w nieopanowany śmiech.
-Nie no nie wierzę. Moja siostra kazała ci gotować?
-Taak. Ale nie no myślę że następnym razem sam będę umiał ci je zrobić.
-Ach no dobrze kucharzu ty mój.- pocałowałam go w nos- A jakie te omlety zrobiliście?
-Zobaczysz. –złapał mnie za rękę i zeszliśmy na dół do jadalni. Moje oczy znowu stały się wielkie. Na stole stały 4 talerze. Na każdym z nich były po 2 niewielkie omlety. Na nich była bita śmietana, borówki i polewa toffi. 
-Nie wierze. Jestem w niebie…- usiadłam szybko do stołu z Justinem. Chwile potem przyszła Steph.
-Na kogoś czekamy?- zapytałam wnioskując po dodatkowym talerzu.
-Ach za minutkę przyjdą.- odpowiedziała mi Steph. Justin położył dłoń na moim udzie i uśmiechnął się. Och panie Bieber nie tak przy stole. Złapałam jego dłoń i złączyłam nasze palce. Justin udał smutną minkę a ja uśmiechnęłam się zwycięsko. Do jadalni weszła ciocia Rose uśmiechając się i niosąc sałatkę owocową.
-Cześć słoneczko.- ciocia odstwiła sałatkę i podeszła do mnie. Przytuliła i ucałowała w czoło
-Jak się czujesz?
-Dobrze. Tylko jestem strasznie głodna.- uśmiechnęłam się do cioci.
-Ach kochanie zaraz jemy. – ciocia złożyła ręce do modlitwy. Gdy u nas jadała zawsze modliłyśmy się przed posiłkiem. Wszyscy złożyliśmy ręce. Nawet Justin bez żadnego pytania złożył ręce. Ciocia odmówiła na głos modlitwę my ją zakończyliśmy.
-No to teraz jemy!- ciocia od razu zabrała się za jedzenie. Justin lekko się zaśmiał. Gdy zjedliśmy Steph i ciocia poszły zmywać naczynia, a my z Justinem poszliśmy do pokoju.
-Twoja ciocia bardzo mi przypomina Toma.- Justin uśmiechnął się.
-Więc pewnie by się dogadali.- uniosłam brwi do góry i z powrotem
-Taak… Gdybym tylko miał z nim kontakt…
-A nie masz?
-Nie, od czasu przeprowadzki ,nie widziałem go.
-Hej, więc trzeba to zmienić!
-hm?
-Pojedziemy do niego jutro. Co ty na to?
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Och przestań. Nie widzieliście się tyle. A ja bardzo bym chciała go poznać. Można powiedzieć, że po części to on wychował mojego najwspanialszego chłopaka. Muszę mu podziękować.- musnęłam usta Justina
-No dobrze. Pojedziemy. Ale jeżeli się przeprowadził?
-Spokojnie. To nic. Najwyżej jakoś go poszukamy.
-Okej. –Justin uśmiechnął się- Więc jutro po śniadaniu przyjeżdżam po ciebie i jedziemy.


Przepraszam za błędy ale szybko pisałam ten rozdział dzisiaj ponieważ wyjeżdżam do Wiednia. Do niedzieli mnie nie będzie i wątpię żebym znalazła czas na pisanie nowego rozdziału. Więc pojawi się on zapewne dopiero w poniedziałek <3

9 komentarzy: