niedziela, 24 maja 2015

Nowy blog


Zapraszam na mojego nowego bloga. Plany na niego i sama stronka powstała już dawno ale dopiero teraz nadszedł czas żebym się wzięła za jego pisanie. Niebawem pojawi się pierwszy rozdział.
Będzie to historia o dziewczynie (Miley Cyrus) która straciła rodziców i mieszka z 3 starszymi braćmi. Chłopaka (Justina Biebera) rodzice się rozwodzą co powoduje kłótnię i jego przeprowadzkę do nowego miasta z przyjaciółmi (dom obok Miley).
Miley jest bardzo zamkniętą w sobie dziewczyną. W towarzystwie jest zawsze uśmiechnięta jednak gdy tylko zostaje sam na sam ze swoimi myślami staje się bezsilna. Jedynym sposobem na opanowanie swoich emocji jest pisanie bloga którego niedawno założyła. Nie jest ona typem dziewczyny która ciągle siedzi zamknięta w domu. Jest gościem wszystkich możliwych imprez jakie odbywają się w mieście . Jest piękną dziewczyną i bardzo niedostępną dla chłopców co sprawia że im się jeszcze bardziej podoba.
Justin wydaje się być nie przejęty kłótnią z rodziną, wręcz przeciwnie. Cieszy się że w końcu jest niezależny. W starym mieście ciągle imprezował i miał każdą dziewczynę jaką sobie tylko wypatrzył. Jest przystojny i charyzmatyczny więc w nowym miejscu znalezienie dziewczyny też nie sprawia mu trudności.
31 październik. Ten dzień zmieni ich życie na zawsze.
Zapraszam do obejrzenia zwiastuna i zapoznania się z bohaterami bloga.
Mam ogromną nadzieję że nowy blog przypadnie wam do gustu równie bardzo jak http://wedonotneednowingstofly.blogspot.com/
ZAPRASZAM

Chciałam również oznajmić że blog http://wedonotneednowingstofly.blogspot.com/
nie zostanie dokończony. Ten ostatni 49 rozdział będzie już ostatnim. Ostatnim NA RAZIE. Po prostu praca nad tym blogiem została zamknięta. Nie wykluczam jednak powrotu do niego za jakiś czas.

czwartek, 26 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 49

~Kate~

Justin odłożył pizzę na biurko i rzucił się na łóżko obok mnie. Zaczął mnie łaskotać a ja niekontrolowanie rzucać się i krzyczeć żeby przestał. Jedną ręką złapał moje oba nadgarstki i przycisnął do łóżka nad moją głową.
-A co dostanę za to że przestanę?
-A co byś chciał?
-A zgadnij.
Nie trzeba się długo zastanawiać o co mogło chodzić Justinowi. Podniosłam głowę i pocałowałam go w usta.
-Chyba nie muszę zgadywać że wolisz zacząć od deseru.
Ciągle trzymając moje dłonie odwzajemnił pocałunek podczas którego zdjął ze mnie bluzkę. Nagle jego usta znalazły się na moim dekolcie i potem brzuchu. Gdy puścił moje ręce zdjął z siebie bluzkę. Uwielbiam patrzeć na jego umięśnione ciało. Jest tak bardzo idealne. Przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim.
Paznokciami przejechałam po jego torsie i pocałowałam w usta. Nie minęła minuta i oboje byliśmy bez ubrań. Oczy Justina błyszczały jak gwiazdy. Podczas stosunków był najsłodszym i najdelikatniejszym mężczyzną na świecie. Dobrze wiedział czego pragnęłam. Tego co przeżywałam podczas seksu z nim nie da opisać się słowami.
Po niezwykle upojnych chwilach leżeliśmy chwilę wtuleni w siebie. Miałam głowę przy jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w jego serce. Biło strasznie szybko ale czułam że w tym samym rytmie co moje.
-Justin?
-Tak słońce?
-Może zaprosimy na jutrzejszy wieczór moich rodziców i Toma?
-Ale obiecaliśmy pojechać do Ryana.
-To zaprośmy do nas wszystkich?
-Nie wiem czy to dobry pomysł żeby twoi rodzice jedli razem z chłopakami.
Zaśmiał się
-Więc zaprośmy starszych na obiad i wygonimy ich około 16 i na 18 zaprosimy Tess i chłopaków i zrobimy jakiegoś gila czy coś?
-No to tak możemy zrobić tylko wiesz że ty to nie możesz bardzo imprezować?
-OJ no co ty kochanie przecież ja nigdy bardzo nie imprezuję!
-Mam ci przypomnieć jak się poznaliśmy?
-Dobra nie musisz ale co chcesz źle to wspominasz?
-Nie no co ty to najwspanialszy dzień w życiu. kolejnym takim dniem będą narodziny naszego dziecka potem ślub i kolejne dzieci i ich dzieci.
-Bardzo daleko patrzysz w przyszłość. A to ty chcesz mieć więcej niż jedno dziecko?
-Myślałem że to oczywiste.
-No nie bardzo ale to dobrze tylko pomyślimy o tym później dobrze?
-No dobrze.
Justin wybuchł nagle śmiechem.
-Co jest?
-Kochanie wyobraź sobie taką sytuację. Przychodzi do ciebie nasze dziecko i pyta: Mamusiu jak się poznałaś z tatusiem?
I znowu wpadł w śmiech. Tym razem i ja się zaśmiałam
-No co powiedziałabym że mamusia się nawaliła i tatuś musiał ją zabrać od ludzi bo wstyd robiła.
-No proponowałbym po prostu powiedzieć że na koncercie ale taka odpowiedź bardziej zainteresuje dziecko na pewno.
Śmialiśmy się jeszcze chwilę i potem wstałam ubrałam się w Justina koszulkę i sięgnęłam po telefon. Wybrałam w kontaktach numer do mamy i zadzwoniłam.

-Halo?
-Cześć mamo.
-Cześć, cześć.
-Słuchaj przyjechałabyś jutro do nas na obiad?
-Jutro?
-Tak.
-O której?
-Tak gdzieś na 12 albo 13?
-No nie wiem mam wtedy spotkanie z kreatorem wnętrz.
-Mamo...
-No co muszę jakoś dom umeblować bo w naszym starym przecież ty mieszkasz...
-Proszę cie...
-No dobrze przesunę to spotkanie na 15 może być?
-A na 16?
-15:30 i ani minut później.
-Dobrze dziękuję.
-W takim razie będę o 13 a co to za okazja?
-Po prostu chciałabym z tobą trochę porozmawiać i spędzić miło czas. To nie wystarczający powód?
-No nie wiem wyczuwam w tym jakiś haczyk no ale nie ważne dowiem się jutro. Właśnie a twój ojciec będzie?
-Jeszcze do niego nie dzwoniłam ale chciałabym żeby też przyjechał.
-No cóż jakoś przeżyję.
-No to do jutra.
-No do jutra.


Justin na mnie spojrzał.
-Na którą będzie?
-O 13 ma podobno być.
-A Nick?
-Kurna! Zapomniałam zapytać...
-No nic to już chyba jak rodzina nie?
-Nie...
-No a tata?
-Już dzwonię. Może ty w tym czasie zadzwoń do Toma?
-Okej.
Justin nałożył spodnie i wyszedł na korytarz z telefonem.

-Halo tato?
-Cześć córciu! Co tam słychać?
-A wszystko dobrze.
-Jesteś szczęśliwa. Słyszę to w twoim głosie.
-Tak jestem i to bardzo.
-Cieszę się i to bardzo. Ale co się stało? Bo chyba nie dzwonisz tylko po to żeby zapytać co słychać u twojego staruszka?
-No nie. Chciałam cię zaprosić jutro na obiad.
-Na obiad mówisz? A co będzie do jedzenia?
-Tato! -zaśmiałam się- jeszcze nie wiem ale na pewno coś dobrego. To jak przyjedziesz?
-No jasne że przyjadę zobaczyć się z moimi córeczkami. Na którą mam przyjechać?
-13 dasz radę?
-Jasne. Mama też będzie?
-Tak będzie.
-No nie wiem czy to dobry pomysł żebyśmy razem...
-Tato proszę cie nie wytrzymacie 2 godzin razem?
-Po prostu nie chcę się z nią znowu kłócić przy was...
-To unikaj z nią rozmowy. Tyle.
-No dobrze postaram się. A z Nickiem będzie?
-Nie wiem.
-Jakoś go nie trawię...
-Nie dziwie się też go nie lubię...
-Dobra najwyżej go wygonimy tak jak kiedyś wujka pamiętasz?
Zaczęłam się śmiać- Jakbym mogła zapomnieć!
-No to damy radę więc do zobaczenia.
-No cześć tatusiu.


Rozłączyłam się z uśmiechem na twarzy. Justin jeszcze rozmawiał z Tomem. Usiadłam na łóżku i wyłączyłam film. Włączyłam za to radio. Muzyka grała a ja zaczęłam ogarniać w pokoju przy czym tańczyłam sobie trochę. Naglę poczułam dłonie obejmujące moje biodra i ciało przylegające do mojego które ruszało się w rytm muzyki.
-Już późno a tobie zachciało się tańczyć?
-Kochanie to nie wiesz że kobieta w ciąży ma różne zachcianki i mężczyzna musi je spełniać.
-Więc dzisiejszą twoją zachcianką jest taniec?
-Nie po prostu często jak sprzątam przy muzyce to sobie tańczę.
-Więc co jest dzisiejszą zachcianką mojej kobietki?
Odwróciłam się do Justina przodem i szepnęłam na ucho
-Dokładka deseru.
Uśmiechnął się zadziornie i przygryzł wargę.
-Już drugi deser a pizza wciąż leży.
-To zanieś ją do lodówki i wróć do mnie.
-A Steph?
-Postaram się być cicho.
-Kusisz.
Jak powiedziałam tak zrobił. W końcu skończyło się na tym że tego dnia nie zjadłam nim oprócz śniadania. Gdy rano się obudziłam byłam potwornie głodna. Tym razem to ja wstałam pierwsza i wyszłam z łóżka cichutko żeby nie obudzić Justina. Poszłam do kuchni. Tam była już Steph.
-A co ty tak rano wstałaś?
-No ja w odróżnieniu od ciebie chodzę do szkoły wiesz?
-Ale dzisiaj piątek nigdy tak wcześnie nie wstawałaś...
-Mam dzisiaj po prostu ważny test od którego zależy czy zdam do następnej klasy.
-Steph ale jest już prawie koniec roku co ty jesteś z czegoś zagrożona?
-Może...
-Steph... Czemu nie mówiłaś? Przecież bym ci jakoś pomogła.
-Oj tam masz teraz ważniejsze sprawy na głowie a ja zdam na pewno. A jak się ma mój chrześniak mały?
-Nie wiem jeszcze ale na pewno jest głodny.
-No to szykuj jakieś żarełko a ja lecę jeszcze poczytać zagadnienia i lecę do szkoły.
-Okej. A właśnie zaczekaj.
-Tak?
-Dasz radę dzisiaj na 13 być w domu?
-No jak przybiegnę to dam radę.
-A o której kończysz?
-12:45
-To Justin po ciebie może pojedzie?
-A po co mam być w domu tak szybko?
-Bo rodzice przyjeżdżają na obiad. Chcę im powiedzieć o dziecku.
-O matko rzeczywiście przecież oni jeszcze nie wiedzą. Dobra to nie zawracaj głowy Justinowi Bruce mnie przywiezie.
-Okej to zaproś go niech też wpadnie. Potem może zostaniecie? Przyjadą prawdopodobnie Ryan Tess Chris Chaz.
-No zobaczymy. Wiesz jest piątek i możliwe że pojedziemy gdzieś na imprezę.
-Dobra dobra ale w razie co możecie zostać będzie zabawniej.
-Dobra siostra ze staruchami się nie zadajemy.
-A idź ty.
Zaśmiała się i wyszła z kuchni.




Z góry przepraszam że znowu tyle czekaliście... Kolejny raz was zawiodłam... Tym razem to nie ode mnie zależało... Po prostu mój laptop odmówił posłuszeństwa. Tak wiem nie tłumaczy mnie to... Po prostu przepraszam :(((
Tak jak pisałam na tt czeka was niespodzianka. Myślę że wam się spodoba <3
Całuje was wszystkich i mam nadzieję że wybaczycie mi po raz kolejny... Nie wyobrażacie sobie nawet jak mi głupio... Przepraszam jeszcze raz.

sobota, 24 maja 2014

ROZDZIAŁ 48

~Kate~
Lekarz spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Kate ja po prostu nie wiem jakim cudem to się stało ale...
-Ale co?!
-Ale lekarze się pomylili. Twoje dziecko żyje...
Nie dałam mu dokończyć
-Czy pan właśnie powiedział że ja... Że ja będę matką?
-Tak Kate ale daj mi dokończyć. Twoje dziecko jest na prawdę silne. Myślę że aż za silne... Z jednej strony to dobrze bo przeżyło oczyszczanie organizmu i te wszystkie leki co dostałaś one w małym stopniu na nie wpłynęły. Jednak z drugiej może ono być niebezpieczne dla ciebie.
-Boże. Dziękuję Ci że je uratowałeś. Że pozwoliłeś mu żyć.
Byłam wtedy na prawdę wdzięczna Bogu. To że moje dziecko żyję jest jego zasługą i nigdy o tym nie zapomnę.
-Kate czy ty w ogóle słyszysz co ja do ciebie mówię?
Byłam w takim szoku że nie docierało do mnie nic. Siedziałam tylko się uśmiechałam i patrzyłam  w okno.
-Justin! Muszę mu o tym powiedzieć!
-Ach Kate...
-Justin?! -krzyknęłam głośno wstając z łóżka. Drzwi do pokoju szybko się otworzyły i do pokoju wbiegł Justin.
-Kochanie co się stało?!
Dosłownie skoczyłam na Justina. Owinęłam jego szyję rękami i uniosłam nogi.
-Nasze dziecko żyje!-Krzyknęłam najszczęśliwsza chyba na całym świecie.
-Jak to?
-Nie wiem. To mało ważne! Najważniejsze jest to że żyje!
Justin zakręcił mną i postawił na ziemię.
-Czyli co? Jednak będziemy rodzicami?
-Tak kochanie. Najlepszymi rodzicami.- ucałowałam Justina w usta. Całą tę sytuację obserwował lekarz i ciocia Rose.
-Dzieci!- krzyknął doktor. uspokoiliśmy się na chwilę i usiedliśmy obok doktora.
-Muszę was ostrzec to dziecko ma na prawdę ogromną siłę i musisz być ostrożna Kate. Potrzebujesz spokoju i relaksu. Pamiętaj Dziecko źle znosi smutek i nerwy matki.
-Nie pozwolę jej się smucić o to nie musisz się martwić. -Justin odpowiedział trzymając dłoń na moim brzuchu.
-Nie wątpię ale to dziecko jest wyjątkowe. Jedno na milion. Nie słyszałem jeszcze nigdy o tym żeby dziecko przeżyło przy takiej dawce leków. Musicie być na prawdę ostwożni i Kate jeżeli tylko się zgodzisz chciałbym aby twoją ciążę poprowadził mój przjaciel. I proszę... Następnym razem gdy tylko coś będzie nie tak z twoim zdrowiem dzwoń do mnie a nie do szpitala...
-Jasne.
-Z tą lekarką przez którą twoje dziecko było zagrożone to ja jeszcze sobie porozmawiam.
-Nie trzeba. Sama z nią porozmawiam!
-Kate?! Miałaś się nie denerwować. Lepiej to już zostaw ja to załatwię.
-No niech będzie.
-Wszystkie wyniki zawiozę do tego mojego przyjaciela a wam do niego numer zostawię przy wyjściu bo muszę już lecieć. Do widzenia.
-Do widzenia i dziękuję.-uścisnęłam mocno doktora.
-Ja też dziękuję wujku. Cześć
Zaraz za lekarzem wyszła ciocia Rose gratulując nam i żegnając się. Przeprosiła również że tak szybko musi lecieć ale obiecała odwieźć wujka Justina do jego gabinetu.
-Rany boskie Justin czy ty dajesz wiarę w to co się właśnie stało?
-Nie kochanie. To jeszcze do mnie dochodzi.
Był to chyba najszczęśliwszy dzień dla naszej dwójki.
-Musimy wszystkich o tym poinformować.- powiedziałam z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-No więc do roboty!
Justin sięgnął po nasze telefony i zaczęliśmy wysyłać wszystkim wiadomości powiadamiające o dziecku.
wiele osób nam odpisało jedni nie wierząc inni strasznie się ciesząc.
-Justin myślisz że damy sobie radę z dzieckiem?
-Ja wiem że sobie poradzimy a wiesz dlaczego?
-Tak?
-Bo mamy siebie. Bo się kochamy. Bo będziemy ze sobą na zawsze.
-Kocham cię Justin tak bardzo mocno wiesz?
-Wiem. I to właśnie daje mi codziennie rano siłę by wstać, by być szczęśliwym człowiekiem.
-Nigdy nie przypuszczałam że może mnie spotkać takie szczęście jak ty.
Popatrzyliśmy sobie w oczy. Ten moment był dokładnie taki jak kiedyś. Jak potrafiliśmy przez długi czas po prostu wpatrywać się sobie w oczy i było to jedynym co wtedy dawało nam spokój. Dawno nie byłam tak szczęśliwa jak w tym momencie. To piękne uczucie wiedzieć że nosi się w sobie nowe życie które z czasem będzie się rozwijać. Niedługo zobaczę je na USG potem dowiem się czy to chłopiec czy dziewczynka później będziemy robić remont pokoiku dla dziecka póżniej poród i to wszystko... Malutkie rączki i główka. Moje malutkie dziecko. Będę najlepszą matką jaką sie da być. Nie popełnię tych samych błędów co popełnili moi rodzicę. Nie pozwolę na to.
Justin złapał moją twarz w dłonie.
-Jestem przy tobie najszczęśliwszy na świecie. Dziękuję że nie zrezygnowałaś z nas.
Pocałował mnie tak czule jak kiedyś. czułam jakby to było znowu nasze pierwsze spotkanie. Pocałunki Justina zawsze są magiczne jednak kiedy jest szczęśliwy mają całkiem inny smak. Gdy się ode mnie odsunął dotknął delikatnie mojego brzucha i powiedział jakby do niego.
-Aj maluszku gdzie ty się począłeś i kiedy?
Zaśmiałam się- Maluszek mówi że nie ważne gdzie ale ważne z kim.
Uśmiechnął się i pocałował mnie jeszcze raz.
-No doprze księżniczko to co mamy dzisiaj w planach oprócz wielkiej radości?
-Wiesz czego bym chciała?
-Hm?
-Ciebie, mojego pokoju, fajnego filmu, pizzy, Ciebie i łóżka a no i Ciebie.
-A nie za dużo tam mnie?
-Nie. bardziej bym się zastanawiała czy nie za mało.
uśmiechnął się tym swoim cudownym uśmiechem.-Dobrze więc idź wybierz film a ja zamówię pizzę dobrze?
-Tak.
Pobiegłam do pokoju i zajrzałam do szafki z filmami. Wybrałam "3 metry nad niebem". Płytę włożyłam do odtwarzacza i położyłam się na łóżku. Przez pewien czas patrzyłam w sufit rozmyślając o dziecku. Po chwili do pokoju wszedł Justin.
-I jak jaki film oglądamy?
-"3 metry nad niebem"
-Nie oglądałem...
-Nic dziwnego bo to film romantyczny.
-Hej przecież ja lubię takie filmy.
-Oczywiście kochanie.
zaśmiałam się cicho i włączyłam film. Jednak nie minęło parę minut i do pokoju wbiegła z krzykiem Steph.
-Będę ciocią!!
Rzuciła się na mnie i Justina przytulając nas.
-Steph! Spokojnie bo nam mamusię zgnieciesz!
Justin się zaśmiał.
-No tak mamusię i tatusia. Boże nawet nie wiecie jak się cieszę! Zawszę chciałam być ciocią pięknej dziewczynki. Obiecuję będę ją rozpieszczać!
-Hola Hola? Jaką ją?! To przecież będzie chłopiec!
Justin się sprzeciwił z powagą na twarzy. Zaczęli się kłócić jakiej płci będzie dziecko w ogóle jakby mnie tam nie było.
-Dobra wystarczy! Nie wiadomo jeszcze czy to będzie chłopiec czy dziewczynka! I to chyba jest najmniej ważne.
Oboje zwrócili swoją uwagę na mnie i pokiwali głową.
-Masz rację. chłopczyka też będę rozpieszczała.
Nagle usłyszeliśmy klakson samochodu z dworu.
-To pewnie pizza. Pójdziesz Justin?
-Jasne kochanie.
Justin poszedł zapłacić dostawcy a my zostałyśmy chwilę same.
-Kate jak to się stało że wpadliście? Bo chyba tego nie planowaliście nie?
-No nie planowaliśmy ale jakoś tak wyszło że się nie zabezpieczaliśmy całkiem o tym zapomniałam.
-Starsza a mniej odpowiedzialna no nie wierzę.
-Cicho ale nie płaczemy z tego powodu wręcz przeciwnie więc jest wszystko dobrze.
-Tak nawet bardzo dobrze! Będę ciocią i wiesz jak się cieszę?
-Wiem wiem. Widzę po twojej twarzy jaka jesteś zadowolona!
-Dobra kochana widzę że wam przeszkadzam zakochaniiii rodzice. Lecę do siebie.
-Dobrze dziękuję że się tak ucieszyłaś to wiele dla mnie znaczy!
Wyszła mijając się z Justinem idącym z pizzą.
-Hej młoda nie chcesz z nami zjeść?
-Nie dziękuję zjedzcie sami gołąbeczki. Ach no właśnie a gdybyście chcieli deseru to spokojnie mam zamiar głośno słuchać muzyki w swoim pokoju przez jakąś godzinę potem będę sie uczyć.
Justin się zaśmiał
-Tak jest!
Zamknął drzwi- No więc godzinę aż mamy słyszałaś?
-No to trzeba ją chyba wykorzystać tak?




Kochani w następną niedzielę będzie kolejny rozdział.
Miałabym do was też prośbę. Jeżeli zna ktoś kogoś kto robi jakieś ładne szablony na bloga to byłabym na prawdę wdzięczna za podanie jakiegoś kontaktu.
Kocham was wszystkich i dziękuję że jesteście <3

wtorek, 29 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 47

~Kate~

Gdy się ocknęłam leżałam na kanapie sama. Nie szukając Justina poszłam do łazienki wziąć prysznic. Ciągle czułam jak w moim żołądku wszystko się wywracało. Zmoczyłam moje ciało chłodną wodą zamykając przy tym oczy. Nie otwierając ich sięgnęłam po mydło jednak złapałam za czyjąś dłoń, aż mnie dreszcz przeszedł. Jak się okazało był to Justin. Zawszę się tak skradał strasząc mnie.
-Kochanie spokojnie przecież to tylko ja.
-Wystraszyłeś mnie.
Podał mi ręcznik a ja się nim owinęłam. Przesunął dłonią po mojej mokrej skórze na obojczykach.
-Kate ty jesteś lodowata!- spojrzał mi w oczy wystraszony
-Pewnie dlatego że to był zimny prysznic?
-Nie, jesteś blada i taka zimna... Jedziemy do szpitala...
-Justin to tylko nerwy nie martw się tak.
-Nie ma mowy że tylko nerwy! Ubieraj się jedziemy.
-Nigdzie nie jadę...
-Albo po dobroci albo wezmę cię tam siłą...
-Jesteś okropny!
-Wiem nie pierwszy raz mi to mówisz. -cmoknął moje sine od zimna usta.
Gdy spojrzałam w lustro rzeczywiście byłam strasznie blada... Może Justin ma racje że to nie przez stres? Nie no ale co by mi było? Ubrałam się w czarne legginsy koszulę i kremową ramoneskę.
-Justin ale co mi może być?
-Kochanie nie wiem pojedziemy to się dowiemy ale jestem prawie pewny że to nie stres...
-Boję się...
-Jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze.
Pojechaliśmy do szpitala. Przez całą drogę się trzęsłam i miałam mdłości. Po przybyciu na izbę przyjęć pewna pielęgniarka która mnie już tam znała (no w końcu często ostatnimi czasy byłam gościem tego szpitala) bez kolejki wprowadziła mnie do gabinetu lekarza.
-O Miłosierna Panienko jak pani wygląda?! Siostro proszę mi podać ciśnieniomierz oraz przygotować skaner do izotopowego badania serca.
-Serca? -zapytałam patrząc na lekarza ze strachem w oczach.
-Spokojnie niech pani się tak od razu nie przeraża.
-Dobrze...
Lekarz zbadał mi ciśnienie oraz puls a następnie poddał badaniom przez jakieś promienie z dużej maszyny. Zmierzył mi też temperaturę.
-Proszę pani niech pani się teraz uda z pielęgniarką do gabinetu obok i zaraz do pani przyjdzie doktor Obkins.
-Doktorze czy z nią wszystko okej?- Justin zapytał zaniepokojony jak wychodziłam jednak tej rozmowy nie słyszałam ponieważ siostra szybko zamknęła za nami drzwi.
-Siostro czy ze mną wszystko ok?
-Kate zaraz ci doktor Obkins wszystko powie.
Po paru minutach do gabinetu przyszła młoda pani doktor.
-Dzień dobry nazywam się Pati.
-Dzień dobry.
-Siostro proszę podać mi kartę pacjenta.
Siostra podała pani doktor jakieś dokumenty.
-Dobrze Kate jestem ginekologiem.
-Ginekologiem?
-Tak. Pozwól że zacznę od zadania ci paru pytań. Siostro może siostra już wyjść.
Siostra wyszła z gabinetu uśmiechając się do mnie i szepcąc
-To jedna z najlepszych lekarek w szpitalu.
Trochę mnie to uspokoiło ale dalej byłam zdezorientowana. Jak to ginekolog? Co się dzieje?
-Więc Kate... Jak widziałam jesteś tutaj z partnerem?
-Tak...
-Rozumiem że odbywaliście już stosunek?
-Tak to chyba normalne prawda?
-Tak tak ale musiałam o to zapytać... Więc czy stosunki miały miejsce w przeciągu ostatniego miesiąca?
-Tak... Pani doktor czy jest coś nie tak?
-Nie spokojnie. Tak w ogóle mów mi Pati.
-Dobrze Pati więc nie owijajmy w bawełnę powiedz mi o co chodzi, co mi jest a ja ci opowiem wszystko co do stosunków i czego tam sobie zechcesz.
-Jesteś bezpośrednia to dobrze. Słuchaj masz mdłości jest ci słabo masz dreszcze są to objawy ciąży jednak potrzebne do tego są badania oraz niepokoi mnie to że masz tak niską temperaturę...
-W ciąży? - moje oczy jak przypuszczam stały się tak wielkie jak piłeczki od ping ponga.
-Zaskoczona? Ale nie chcę żebyś się zawiodła po badaniach więc jeszcze się wstrzymaj z radością.
Zrobiłyśmy odpowiednie badania i Pati od razu poszła sprawdzić wyniki.
Siedziałam w tym gabinecie sama przez 10 minut czekając na wyniki jednak ciągnęło się to jakbym była tam godziny... dni... Nagle przybiegła lekarka z pielęgniarką. Szybko oczyściły mi rękę i wbiły strzykawkę w moje żyły. Przeraziłam się tą sytuacją i nie wiedząc czemu zaczęłam płakać. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam co się dzieje bo nagle wszyscy zaczęli biegać podawać mi jakieś leki oraz co rusz zaglądać mi z latarką w oczy i sprawdzać puls. Nie mógł być on w normie ponieważ sama czułam że biło nieludzko szybko...
-Przepraszam?- zapytałam jednak nikt mi nic nie odpowiedział ponowiłam próbę ale znowu nic w końcu krzyknęłam- Pati!
Lekarka do mnie podeszła już spokojniej.
-Tak?
-Czy możesz mi powiedzieć co się dzieje?
-Kate... Chciałaś na początku naszego dzisiejszego spotkania żeby nie owijać w bawełnę więc powiem ci prosto jak jest... W twoim ciele rozwijało się dziecko...
-Jak to rozwijało?!
-Przykro mi ale straciliśmy twoje dziecko...
-Co?!!
-Przepraszam Kate z badań wynikło że poroniłaś... dostałaś leki żeby oczyścić twoje...
-Nie kończ... Chcę z tąd wyjść...
-Kate teraz nie możesz...
-Nie masz prawa mi rozkazywać. Zawołaj Justina.
-Ale...
-Nie ale! Chcę żeby mnie stąd natychmiast zabrał...
Pati spuściła głowę szepcząc- przepraszam
Po chwili przyprowadziła Justina.
-Boże kochanie co się stało...
Spojrzał najpierw na moją twarz a później na moje nogi oraz leżankę na której siedziałam. Niespokojna również spojrzałam na moje nogi. Były całe we krwi. Gdy to zobaczyłam zaczęłam okropnie płakać. Justin natychmiast mnie przytulił. Łkając powiedziałam mu na ucho
-zabierz mnie stąd...
-Ale Kate co się...- przerwałam mu
-Nie teraz... Proszę cię zabierz mnie...
Ujrzałam łzy w jego oczach ale wziął mnie na ręce i zabrał do samochodu. Po drodze krew kapała na podłogę. Gdy dotarliśmy do domu zorientowałam się że bardzo mnie boli i nie bardzo mogę iść. Justin bez słowa mnie zaniósł do łazienki. Pomógł mi zdjąć ubrania i włożył do wanny puszczając przyjemną ciepłą wodę. Uklęk przy mnie
-Kochanie? Jesteś w stanie mi powiedzieć co się stało?
Chciałam mu powiedzieć ale nie mogłam wydusić z siebie słowa po prostu dławiłam się własnymi łzami... Justin był wspaniały widziałam w jego oczach wielki ból ale nic nie mówił, wziął gąbkę i delikatnie mnie nią ocierał wyciskając na moją skórę ciepłą wodę. Poczułam się trochę lepiej ale w mojej głowie ciągle było to dziecko które byłoby owocem najwspanialszej miłości na świecie czyli mojej i Justina ale niestety umarło zanim się narodziło...
-Nasze dziecko umarło... -wydusiłam z siebie cicho jednak Justin dobrze to usłyszał.
-Umarło? Nasze? Jakie dziecko?
-Byłam w ciąży...
-Byłaś?
-Justin nie męcz mnie proszę... Poroniłam. To dziecko umarło...
-Moje dziecko?
-No wiesz co? Jak mogłeś w ogóle o to zapytać...
-Nie nie nie to miałem w intencji. Po prostu to było raczej odzwierciedlenie zaskoczenia a nie pytanie do ciebie. Przepraszam... Hej ale nie wiedziałem że chciałaś mieć dziecko...
-Ja też nie wiedziałam że chce dopóki go albo jej nie straciłam...
Łzy mi poleciały i nagle wstałam wytarłam się i założyłam koszulkę Justina. On przytulił mnie delikatnie od tyłu. Obróciłam się tak że stałam przodem do niego. Wtuliłam głowę w jego ramię a on nie puszczał mnie przez parę minut. W końcu odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-A ty chciałbyś tego dziecka gdyby żyło?
-Kochanie głupie pytanie zadajesz. Oczywiście że bym chciał.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Ja poszłam do sypialni a Justin otworzyć drzwi. Położyłam się na łóżku a po chwili do pokoju weszła ciocia Rose z bratem Toma a za nimi Justin. Poderwałam się z łóżka.
-Kate spokojnie kochanie leż.
ciocia usiadła obok mnie na łóżku.
-Co tutaj robicie?
-Wiesz że brat Toma jest lekarzem? Dowiedział się o twojej wizycie w szpitalu więc przyjechaliśmy jak szybko się dało.
-Szybko widzę się roznoszą informacje...
-Kochanie chciałam po prostu żebyś została zbadana przez kogoś komu ufam.
Lekarz przyniósł sporo sprzętu i badał mnie przez na prawdę długi czas. Po wszystkich badaniach wygonił wszystkich z pokoju żeby zostać ze mną sam na sam. Z dzisiejszych przeżyć wiedziałam że to nie jest dobry znak. Usiadł obok mnie i objął ramieniem
-Nie wiem jak to się stało... Po prostu nie umiem tego wyjaśnić...






Nie wyobrażacie sobie jak bardzo mi wstyd... Jak bardzo czuję się beznadziejna... Nawet nie wiem co mam wam tutaj napisać... Po prostu przepraszam za te 3 miesiące... Tyle musieliście czekać i na prawdę przepraszam.
Chciałabym was o coś zapytać. Jak sami się domyślacie to opowiadanie niedługo dobiegnie końca i niedługo zaczną się wakacje więc wpadłam na pomysł nowego bloga. To byłoby coś w stylu:
Samotna dziewczyna z wieloma bliznami która nie może sobie sama ze sobą poradzić (Miley Cyrus) Oraz chłopak lubiący zabawę (Justin Bieber) Początkowe rozdziały chciałabym napisać bardzo romantyczne wzruszające i kochane.
Chciałabym go zacząć pisać ale najpierw miło by było znać waszą opinię na ten temat. Tak więc byłabym wdzięczna jak każdy kto to czyta zostawiłby jakiś komentarz czy pomysł się podoba czy może powinnam wymyślić coś innego a może w ogóle już nie brać się za pisanie?

środa, 29 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 46

~Kate~

Justin uderzył mocno w twarz Ryana.
-Justin cholera co ty robisz?! krzyknęłam przerażona on jednak nie zwracał na mnie uwagi. Gdy Ryan upadł Justin rzucił się z pięściami na jego twarz. Nie mogłam na to patrzeć zaczęłam więc krzyczeć
-Pomocy!! Halo Pomóżcie mi! Proszę!
Nie miałam czasu on mógł go zabić zanim ktoś by przybiegł więc rzuciłam się na Justina i objęłam go mocno od tyłu. On jednak mnie mocno odepchnął aż uderzyłam głową w komodę.
-Justin... -Dotknęłam tyłu swojej głowy- Ja krwawię...
Na sam widok krwi zemdlałam.
Gdy się ocknęłam zobaczyłam nad sobą nadzwyczaj spokojną Tess. Przykładała mi chłodny okład do głowy.
-Spokojnie aniołku nie wstawaj jeszcze
Wyszeptała do mnie.
-Co z Ryanem?
-Ććć Justin ci potem wszystko opowie ale niech się jeszcze pomartwi...
-A gdzie on jest?
-Za drzwiami. Nie pozwoliłam mu tutaj wchodzić.
-A gdzie ja...
-W moim i Chaza pokoju.
-Ale Justin jest już spokojny?
-Kate proszę cię nie przejmuj się tym teraz. Musisz odpocząć i tak dzisiaj dużo spraw na ciebie spadło.
-Może i masz rację...
-To poleż sobie w spokoju chwilkę ja pójdę zaparzę ci ziółek i zaraz jestem.
-Dobrze. Dziękuję że tutaj jesteś.
-Kochanie jestem i zawsze będę pamiętaj o tym.
Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Słyszałam jeszcze jak mówiła prawdopodobnie do Justina żeby nie wchodził.
Przymknęłam z powrotem oczy. Usłyszałam otwierające się drzwi i kroki ewidentnie Justina który podchodził do łóżka na którym leżałam. Postanowiłam nie otwierać oczu niech myśli że się jeszcze nie obudziłam...
-Kate?
Wypowiedział moje imię z wyraźną skruchą
-Jak Tess się dowie że tutaj jestem to mnie powiesi ale musiałem cię zobaczyć. Jezu co ja ci zrobiłem... Cholera to wszystko to moja wina... Gdybym się nie pojawił w twoim życiu prawdopodobnie nie miałabyś takich problemów i cholera dlaczego ja taki jestem? Dlaczego krzywdzę wszystkich dookoła... Może powinienem zniknąć? Dać ci być z Ryanem? Byłabyś z nim szczęśliwsza...
Nie mogłam dłużej tego słuchać
-Z nikim nie będę szczęśliwsza jak z tobą...
-Kate Boże wszystko jest okej?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego jak ociera łzy. Dotknęłam dłonią lekko jego policzka.
-U mnie jest okej ale u ciebie chyba niekoniecznie. Proszę cię nie mów nigdy więcej że powinieneś odejść i że byłabym szczęśliwsza z kimś innym.
Złapał mnie za dłoń i zdjął ze swojego policzka
-To po co byłaś w łazience z Ryanem?
-Justin on płakał... Jest wykończony a ty jeszcze go pobiłeś... Właśnie co z nim?
-Chris i Chaz mnie odciągnęli i nic mu nie jest tylko nos mu prawdopodobnie złamałem...
-Tylko?! Justin!
-Przepraszam ale kurwa myśl o tym że wy...
-Nie kończ! -Złapałam go mocno za rękę.- Nic takiego o czym myślisz nie miało miejsca. Ryan chciał sobie zrobić krzywdę... Tylko z nim o tym rozmawiałam nic więcej
-Ale...
-Nie ma ale! Ufasz mi?!
-Tak
-Więc nie ma o czym mówić. Przecież bym cię nie okłamała...
-Przepraszam...
Położył się obok mnie na łóżku i przytulił mocno. W tym momencie do pokoju weszła Tess
-Bieber! A co ja mówiłam!? Nie wchodzić do mojego pokoju! Wypad już!
-Dobra dobra już idę.
Wyszedł z pokoju lekko się do mnie uśmiechając.
-Ten pajac mógł ci zrobić krzywdę...
-Tylko mnie przytulał...
-Nie o tym mówię.
-Ach tak... On nie chciał...
-A jak kiedyś coś gorszego ci zrobi? Też może powiedzieć że nie chcący...
-Nie on by mi nic nie zrobił świadomie. Ja nie potrzebnie się na niego rzucałam...
-ach no niech ci będzie...
-Kochana spokojnie nie musisz się martwić.
-I tak będę ale wiem że jesteś mądra i nie pozwolisz żeby on ci zrobił krzywdę.
-Właśnie.

PO TYM INCYDENCIE MINĘŁY 2 TYGODNIE. 2 SPOKOJNE TYGODNIE BEZ ŻADNYCH NIESPODZIANEK, ROZCZAROWAŃ ANI PRZYKROŚCI. LATE ZACZĘŁA ZNOWU NAUKĘ W DOMU. RYAN PRZYZNAŁ SIĘ JUSTINOWI I POLICJI ŻE BYŁ BRATEM JESICI. ŚLEDZTWO WCIĄŻ TRWA

~Kate~

-Kate jesteś gotowa?
Zawołał Justin z salonu. Byłam gotowa ale coś było nie tak. Czułam się jakoś niepewnie...
-Tak kochanie juz idę.
podeszłam do Justina
-Jesteś pewna że chcesz iść na jej pogrzeb?
-Nie jestem ale wiem że Ryan nas potrzebuje...
-No tak... A wszystko jest okej? Coś słabo wyglądasz...
-Bo trochę źle się czuję ale przeżyję...
Gdy schyliłam się by nałożyć buta strasznie zakręciło mi się w głowie aż usiadłam.
-Kate może lepiej zostaniemy... Nie chcę żebyś mi tam zemdlała...
-Nie. Musimy iść...
Wstałam jednak ciągle miałam zawroty głowy. Złapałam jednak Justina pod rękę i wyszliśmy. Gdy dojechaliśmy na cmentarz Ryan już tam był. Pogoda była okropna. Padał deszcz i zbierało się na burzę. Ryan podszedł do Księdza i poprosił o wcześniejsze zaczęcie. Stanęliśmy z Justinem troszeczkę dalej pod drzewem. Nie chcieliśmy się rzucać w oczy w końcu ta dziewczyna chciała nas zabić... Nie było zbyt wiele ludzi. Gdy trumna została spuszczona w dół Ryan złapał w dłonie ziemi i sypnął jako pierwszy. Następnie rodzina i reszta przybyłych. Gdy wszyscy się rozeszli dopiero podeszliśmy z Justinem i położyliśmy dwie róże.
-Spoczywaj w pokoju.- wyszeptałam
Justin objął mnie w pasie i pociągnął w stronę Ryana.
-Jak się trzymasz?
-Jest okej.
-Tam gdzie jest jest jej lepiej...
-Tak wiem. Wpadniecie do nas?
-Wiesz co? Kate trochę źle się czuje chyba lepiej będzie jeśli pojedziemy odpocząć. Jutro przyjedziemy
-Tak jutro na pewno będziemy obiecuję.
-Dobrze. Będę czekał.
Cmoknęłam go w policzek a Justin objął przyjacielsko i poszliśmy do samochodu.
Justin jeszcze dobrze nie zaparkował samochodu a ja z niego wybiegłam. Pobiegłam szybko do łazienki. Justin natychmiast za mną pobiegł.
-Kochanie co jest?!
Dobiegłam do klozetu i klękając przy nim zwymiotowałam. Justin kucnął przy mnie i złapał mi włosy do tyłu. Przez parę minut jeszcze męczyłam się. Justin cały czas przy mnie siedział.
-Chodź... Położysz się.
Pomógł mi wstać i poprowadził na kanapę. Położyłam się a on przykrył mnie kocem.
-Przyniosę ci herbaty.
Pocałował mnie w czoło i poszedł do kuchni. Po paru chwili wrócił z gorącą herbatą.
-Dziękuję kochanie.
upiłam łyka
-Co ci jest? zjadłaś coś niestrawnego?
-Właśnie nie wiem... Myślę że to może ten ser co rano jadłam był nieświeży...
-No widzisz jeden ranek dłużej sobie przysnąłem a ty już jakiś świństwa jesz.
Zaśmiałam się lekko.
-Justin nie oszukujmy się i tak ja bym robiła śniadanie więc nie zorientowałbyś się czy świeże czy nie...
-No jakby śmierdziało? Albo miało dziwny kolor?
-Jakby tak było też bym tego nie zjadła.
-No to nie wiem. No ale następnym razem patrz na datę ważności albo zjadaj od razu po otwarciu a nie on leży już tydzień.
-Nie tydzień a 3 dni...
-O 2 za dużo.
-Oj mądrulek się znalazł.
Uśmiechnęłam się, Justin zrobił to samo.
-Obejrzymy jakiś film?
-Tak myślę że to dobry pomysł.
Zrobiłam miejsce na kanapie Justinowi. Położył się obok obejmując mnie. Włączył film a ja momentalnie w jego ramionach usnęłam.








Wybaczcie błędy ale godzina jest taka że skupić na poprawności tekstu już się nie dałam rady.
Bardzo was przepraszam że tyle musicie czekać na rozdziały ale w ogóle nie mam głowy do pisania rozdziałów... Moje myśli są całkowicie w innym miejscu i no bardzo was za to przepraszam. Ostatnio w moim życiu się średnio układa i to wszystko przez to. Rozdział mało zaskakujący tak wiem... Następny natomiast będzie bardzo wyjątkowy. Chciałabym żebyście wszyscy wiedzieli że bardzo was mocno Kocham i tuule wirtualnie. <3

wtorek, 31 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 45

~Kate~

Mężczyzna zatrzymał nagranie gdy Jesica stoi na krawędzi.
-Panno Johns. Niech się pani przyjrzy jej ustom.
Puścił nagranie. Byłam mocno skupiona na jej ustach... Wypowiadały one zdanie którego się spodziewałam...
"Nie potrzeba mi skrzydeł żeby latać!" uśmiechnęła się szeroko to mówiąc i skoczyła.
Na tym się skończyła nasza wizyta w owym zakładzie. Mężczyzna który nas wprowadził w śledztwo dał nam swoją wizytówkę i kazał dzwonić jeżeli tylko dowiemy się czegoś istotnego. Justin zabrał mnie do siebie.
Na samym wejściu rzuciła się na mnie Tess.
-Kochanie jak się trzymasz?
-Jestem z lekka zdezorientowana ale jest okej.
Uśmiechnęłam się do niej serdecznie.
-Napijemy się herbaty?
-Tak, bardzo chętnie.
Justin uśmiechnął się do mnie lekko i poszedł do chłopaków. Ja natomiast poszłam do kuchni z Tess. Nie długo byłyśmy same bo zaraz przybiegł Chris.
-Jezusie Drogi! Kate co się stało? Jak ona zginęła?
-Spokojnie Chris dałbyś jej ochłonąć a nie od razu tyle pytań...
Tess zrobiła minę jakby miała go zaraz uderzyć.
-Spokojnie Tess. Dobrze że pyta. No cóż skoczyła z dachu... Tej nocy... Równo o 00.00 w moje urodziny.
-Co ty gadasz?! Oj nieważne kiedy ważne że już już jej tu nie ma i możecie z Justinem być spokojni że nigdy jej nie spotkacie.
-Oj Chris żeby to było takie proste...
Nie dokończyłam zdania a Ryan wszedł do kuchni z miną jakby coś go bardzo bolało...
-Kate powinnaś się cieszyć. To był od niej taki prezent urodzinowy...
-Co? Nie raczej takiego prezentu nie chciałam...
-Chciałaś czy nie chciałaś ale dostałaś...
Nagle się odwrócił i wyszedł.
-Co mu się stało?
Zapytała szeptem Tess. Chris tylko wzruszył ramionami. Ja wiedziałam że nie mogę tego tak zostawić. Ryan jest moim dobrym przyjacielem. Muszę wiedzieć co się dzieje...
-Zaraz wracam.
Rzuciłam do Tess i Chrisa wychodząc z kuchni. Poszłam za Ryanem aż do jego pokoju. Zajrzałam przez szparę w drzwiach. Nie zobaczyłam go więc weszłam. Usłyszałam hałas dochodzący z łazienki. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam Ryana z żyletką w ręce.
-Ryan nie rób tego...
-Bo co? Bo będziesz płakać czy sobie zrobisz to samo?
-Nie, nie dla tego... Wiesz dobrze że to nie jest wyjście z żadnej sytuacji.
-Z tej w której jestem akurat to jest najlepsze wyjście.
-Ryan proszę cie.
Podeszłam powoli do niego. Siedział na podłodze przy wannie. Usiadłam więc obok. Złapałam go za nadgarstek i potarłam kciukiem. On na ten gest upuścił żyletkę.
-Proszę cię Ryan zanim do czegoś takiego będziesz się posuwał najpierw ze mną porozmawiaj. Razem może znajdziemy inne wyjście...
-Ale nie chcę o tym z tobą rozmawiać.
-Ryan proszę cie. Nikogo tutaj nie ma. Jak chcesz dla pewności zamknę drzwi. Mi możesz zaufać i powiedzieć wszystko wiesz o tym prawda?
-Kate ale to bardzo skomplikowana historia...
-To nic. Opowiedz mi o tym.
Posłałam mu pocieszający uśmiech i złapałam za dłoń.
-Kate ale ty mnie znienawidzisz...
-Nie znienawidzę obiecuję.
-Jezu nawet nie wiem od czego zacząć...
-Najlepiej od początku.
-No dobrze.- westchnął -A więc na pewno nie raz słyszałaś historię związku Jes z Justinem...
-Tak.
-Ale nie znasz pewnego drobnego szczegółu... Znana ci jako Jes Jesica to moja siostra.
-Jak to?! Przecież macie inne nazwiska...
-Miała ona na nazwisko Stevenson nie Olsen.
-Wiem o tym. Powiedział mi detektyw prowadzący śledztwo.
-A więc już to wiedzą...
-Tak ale co z tymi nazwiskami?!
-Gdy matka ją urodziła oddała do domu dziecka. Zaadoptowali ją jacyś ludzie i po nich ma nazwisko.
-To jak się odnaleźliście?
-To ona mnie znalazła. Myślała że to przeze mnie Matka ją oddała jednak wytłumaczyłem że została zgwałcona i nie dałaby rady z dwójka dzieci bo nie mieliśmy pieniędzy. Ale jej nie znałem i po jej sposobie bycia nie chciałem jej znać. Ona nie miała gdzie mieszkać więc wykorzystała Justina.
-To on wiedział że to twoja siostra?
-Nie. Do tej pory nie wie. Wolałbym żeby nie wiedział... Oboje wiemy że ma problemy z gniewem...
-Tak no rozumiem.
-Kate? Ale to nie wszystko. Jesica wysłała mi ostatnio list. Napisała w nim że jestem jej winny przysługę za te wszystkie lata kiedy ja miałem wszystko a ona nic. Zrobiło mi się przykro bo jednak miała rację i byłem jej to winny.
-o co cię poprosiła?
-Kazała na twoich urodzinach napisać "we don't need no wings to fly" oraz wysłać kwiaty z jedną czarną. Napisała mi tam też że ma to być w ramach przeprosin i pożegnania. Nie myślałem wtedy że takiego pożegnania.
-Boże Ryan...
-Przepraszam cię Kate. To moja siostra jakby nie patrzeć. Wstydzę się jej mocno ale to moja siostra.
Łzy popłynęły po jego policzkach. Dziwiłam się jak mógł tak długo to ukrywać i jak mógł nam nie pomóc... Ona mogła mnie i Justina pozabijać... Ale rozumiałam go po części. Przytuliłam go.
-No już. Nie płacz.
-Ale zrozum niedawno ją odnalazłem i okazała się psychopatką. Okej to jest choroba a ja nawet się do niej nie przyznałem... I teraz? Teraz co? Nawet jej nie mogę za to przeprosić.
-Ryan... Wiesz co mi babcia opowiadała jak byłam mała? Że jeżeli chcę coś przekazać ważnego zmarłej osobie muszę napisać list. W tym liście zawrzeć wszystko co chcę powiedzieć i go po prostu spalić. Listu nie należy adresować odbiorca sam go znajdzie.
-To głupota.
-A jeśli nie? Jesica ani nikt inny nie chcą twojego bólu i nie powinieneś sobie go zadawać. Spróbuj coś takiego napisać. Ja też do niej napiszę. Że jej to wszystko przebaczam dobrze?
-Dobrze.
Wyszliśmy z łazienki i na łóżku w pokoju Ryana siedział Justin.
-Justin? Co ty...
-Co robiliście razem w łazience?
-Justin to nie tak...
-A jak?! No kurwa wytłumacz mi!
-Uspokój się.
-Co pieprzyłeś moją dziewczynę?!
Justin pchnął Ryana.
-Justin! A czy on wygląda jakby coś takiego się wydarzyło?!
-Ty mi powiedz!
Podszedł do mnie bardzo blisko wściekły.
-Justin cholera nie widzisz jego załzawionych oczu?!
-Nie jakoś nie widzę!
-Proszę cię uspokój się. Rozmawialiśmy o tym że mnie i Ryana nic nie łączy. Nie powinieneś być zazdrosny.
-Nie jestem zazdrosny!
-Justin...
Złapałam go za ramie.
-Nie dotykaj mnie!
-Ryan wyjdź proszę...
Poprosiłam błagalnym tonem Ryana.
-Dlaczego ma wyjść?!Chcesz mi znowu bajeczek na ściemniać a on wyjdzie z tego cało?! Niech skurwiel żałuje tego co zrobił...



SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU MORDECZKI <3

wtorek, 24 grudnia 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Moje kochane mordeczki!
Chciałam wam złożyć życzenia z okazji świąt!

Wszystkiego najlepszego!
Żebyście byli wiecznie uśmiechnięci!
Żeby szczęście w nowym roku 2014 was nie opuszczało!
Żebyście spełnili swoje marzenia!
O ile już nie spotkaliście to żebyście spotkali na swojej drodze miłość, ale taką prawdziwą i wytrwałą wszystko!
Żeby te święta były wyjątkowe i pełne radości.
Życzę wam mnóstwa wspaniałych prezentów pod choinką.
Żeby może w końcu śnieg spadł!
Żebyście byli zdrowi.
Żebyście się bawili życiem! Nigdy nie smucili i nie płakali z błahych powodów! A najlepiej to żeby takich powodów w ogóle nie było!
Życzę wam głośnego kolędowania!
Dobrego żarcia na stole wigilijnym!
Pasterki już nie będę mówiła jakiej! ;>
Żeby o północy w sylwestra wasza miłość was pocałowała!
Żeby w ogóle sylwester był pijany i najlepszy ze wszystkich!
Żeby nie było w nowym roku kaca mordercy!
Żebyście wszyscy osiągnęli swoje cele!
Kurde no i żeby ten rok 2014 przyniósł wam pasma wielkich osiągnięć i szczęścia!
Ach no i żebyście czytali dalej moje opowiadanie!
Co prawda niedługo się skończy ale nie ukrywam że z przyjściem wiosny planuję zaczęcie pisania nowego. Bądź ciągu dalszego tego.

Obiecałam wam prezent. I obietnicy dotrzymałam! Nie mogę wam niestety wiele dać ponieważ nie znam was wszystkich osobiście a bardzo bym chciała <3 No ale wracając do prezentu to macie ode mnie bonusik dzisiaj. Aż dwa rozdziały. Nie są może one w nastroju świąt ale myślę że się wam spodobają.


43
44


KOCHAM WAS WSZYSTKICH I JESZCZE RAZ ŻYCZĘ WESOŁYCH ŚWIĄT I NIESAMOWITEGO SYLWESTRA!
WASZA PARYCJA